Chyba przyszedł czas na mnie. Jestem z mężem po ślubie ponad 2 lata. Przed było wszystko dobrze. Zdarzały się kłótnie, ciche dni ale było więcej tych miłych chwil. Mąż zawsze był bardzo skryty i nie okazywał jakiś wielkich uczuć, taki typ samotnika, swoje w życiu przeszedł i był bardzo “chłodno” chowany przez rodziców. Za to ja zawsze miałam dom pełen miłości i zrozumienia przez rodziców. Aktualnie znajdujemy się w takim miejscu gdzie mało rozmawiamy, oddalamy się…a czasami zastanawiam się czy jeszcze coś do siebie czujemy. Mimo, że jestem jego żoną to mam wrażenie jakby nasza znajomość zatrzymała się na etapie chłopak – dziewczyna. Rozpad naszego małżeństwa byłby dla mnie ciosem w serce i życiową porażką. Chciałabym zawalczyć o nas, ale czasami opadam z sił bo on nie widzi problemu i dla niego jest wszystko OK, a jak dla mnie to dzieli nas krok od przepaści. Ja jestem osobą, która potrzebuje kochać, lubi dbać i czasami mam wrażenie, że zbyt bardzo się dla niego poświęciłam. Najdziwniejsze dla mnie jest to, że nawet kiedy znikam na cały dzień to on w ogóle nie zainteresuje się gdzie jestem i co robię. Bardzo mnie to boli. Zawsze mówi poradzisz sobie, musisz dać sobie radę sama.. nie wiem to nie moja sprawa i to mnie nie obchodzi! Zaczynam myśleć o przyszłości, ponieważ nie mam rodzeństwa i boję się, że kiedy zabraknie moich rodziców to już w nikim nie będę miała wsparcia. Gubię się już sama. Bo bardzo go kocham ale czuję, że tracę siebie w tym wszystkim, że nie mogę tak dłużej żyć. Wiem, że w 99 procentach mąż mnie nie zdradza, często mnie zapewnia o swojej miłości, czasami zdarza się, że dostaje od niego czułość ale bywają dni kiedy żyjemy jak dwoje obcych sobie ludzi.
Jestem spontanicznie manifestującą się wartością. Jestem naturalną ciągłością energii. Jestem aktywnym współczuciem, które nagradza każdego. Znasz mnie? Jestem nikim. Jestem kochającą matką. Jestem zaufanym przyjacielem. Jestem mocą, która odstrasza wrogów. Znasz mnie? Mogę być wszystkim. Dla bezdomnych - jestem domem.
60 lat temu Marta Lipińska otrzymała angaż do Teatru Współczesnego w Warszawie, gdzie z sukcesami pracuje do dziś. To tu rolą Iriny debiutowała u Erwina Axera w spektaklu "Trzy siostry" W rozmowie z Onetem aktorka opowiada o łączeniu życia prywatnego z zawodowym, gdzie towarzyszy jej mąż i dyrektor Teatru Współczesnego Maciej Englert — Oczywiście, że przychodziły trudne momenty. Czasem zostawałam zupełnie sama z dziećmi. Ale nasze małżeństwo przetrwało cięższe chwile — przyznaje Aktorka wspomina ostatnie spotkanie ze swoim wieloletnim, scenicznym, ekranowym i radiowym partnerem Krzysztofem Kowalewskim: — Chyba dla wszystkich było oczywiste, że się żegnamy, trudno było tego nie widzieć — Cenię sobie pracę w radio, ale byle gdzie nie pójdę. Mam swoją filozofię życiową i swoje sposoby, żeby wspierać rzeczy dobre, i nie wszyscy muszą o tym wiedzieć — mówi z kolei w kontekście Trójki i zaangażowania społecznego Więcej takich rozmów znajdziesz na stronie głównej Onetu Spotykamy się w Teatrze Współczesnym w Warszawie. To tutaj dokładnie 60 lat temu Marta Lipińska debiutowała w spektaklu "Trzy siostry" w reżyserii Erwina Axera. Dawid Dudko: Nazywa pani to miejsce swoim domem? Marta Lipińska*: Tak, to jest na pewno mój drugi dom. Reżyserów i reżyserek, z którymi się pani tutaj spotkała, było sporo, to Erwin Axer, Jerzy Kreczmar, Maciej Prus, Wojciech Adamczyk, Izabella Cywińska... Ale najczęściej pojawia się jedno nazwisko. Oczywiście Maciej Englert. To dla mnie wielkie szczęście, że jest tak dobrym reżyserem i dlatego tak chętnie biorę udział w jego realizacjach, nawet z niewielkimi zadaniami, jak np. Annuszka w "Mistrzu i Małgorzacie" czy sekretarka w "Księżycu i magnoliach". Ale nigdy nie grałam roli nie dla mnie, zawsze byłam w tzw. optymalnej obsadzie dla dobra sztuki i teatru. Raz jednak przeżyłam małą przygodę, zaproszona do występów gościnnych w jednym z teatrów warszawskich. Kiedy na którejś z prób zobaczyłam wzrok aktorek mówiący "a dlaczego nie gra tego aktorka z naszego zespołu", nie wytrzymałam presji i podziękowałam. A czy dyrektorowi Englertowi kiedyś pani podziękowała? Nie, to byłaby niesubordynacja. Każdy projekt, na który się decyduję, jest w teatrze bardzo przemyślany i konsultowany z wieloma osobami. Adam Ferency (Asasello) i Marta Lipińska (Annuszka) w spektaklu "Mistrz i Małgorzata", reż. Maciej Englert (1987). "Wypatrzył mnie w szkole na jednym z egzaminów..." Oboje z panem Maciejem słyniecie z artystycznej wierności. Pani przez ponad pół wieku jest aktorką Teatru Współczesnego, pan Maciej jako dyrektor Współczesnego ma najdłuższy staż w Polsce. Dokładnie dziś, gdy rozmawiamy, mija 60 lat, odkąd podpisałam tzw. angaż do Teatru Współczesnego z Erwinem Axerem, ówczesnym dyrektorem. Jeszcze nie skończyłam roku akademickiego, a już byłam zaproszona do grania Iriny w "Trzech siostrach" Czechowa. Wielu ludzi marzyło, by się tutaj dostać. To był świetny teatr. I nadal jest. Koledzy i koleżanki mówili "Lipińska-szczęściara"? Chyba nie, bo nikt z mojego roku wtedy w "konkursie" nie startował. Axer podobno wypatrzył mnie w szkole teatralnej na jednym z egzaminów. Wybrał optymalnie, bo do roli Iriny potrzebny był ktoś bardzo, bardzo młodo wyglądający. Poza tym byłam pełna zapału i bardzo pracowita. Jak przyjęto panią w teatrze? Bardzo życzliwie, zresztą to zawsze był zespół z wielką klasą, zawsze miło przyjmujący młodych. W obsadzie "Trzech sióstr" byli Zbigniew Zapasiewicz, Halina Mikołajska, Zofia Mrozowska, Tadeusz Łomnicki… Trudno młodej absolwentce PWST, dziś AT, stawało się na jednej scenie z legendami? Wprost przeciwnie, było cudownie, szybko zaprzyjaźniłam się z panią profesor Haliną Mikołajską. Nie pamiętam, by ktoś sprawił mi przykrość, dlatego że jestem początkującą aktorką, a oni legendami. Hołubili mnie jak własne dziecko. Wszyscy chcieli świetnego przedstawienia i takie było, wyszło genialnie. Foto: Edward Hartwig / Teatr Współczesny w Warszawie Marta Lipińska (Irina) i Józef Konieczny (Tuzenbach) w spektaklu "Trzy siostry", reż. Erwin Axer (1963). Ten zawód bywa niesprawiedliwy, zwłaszcza względem kobiet. Jak udawało się pani łączyć aktorstwo z byciem matką? Miałam szczęście. Gdy urodziłam dzieci, z różnicą trzech lat, a mąż za naszą wspólną zgodą podjął się dyrektorowania w Teatrze Współczesnym w Szczecinie, miałam wspaniałą gosposię, która przez wiele lat mi pomagała. Poza tym dużo wsparcia dostałam od starszej siostry. Dzięki temu mogłam spokojna chodzić na próby, a jednocześnie do czwartego roku życia dzieci były w domu, a dopiero potem chodziły do przedszkola. Pojawiła się obawa, że praca może nie poczekać? Jak już wydarzył się sukces, to sypały się propozycje. Był niebywały Teatr Telewizji, ile ja tam pięknych rzeczy zagrałam! Oczywiście, że przychodziły trudne momenty w życiu prywatnym. Czasem zostawałam zupełnie sama z dziećmi, tatuś przyjeżdżał ze Szczecina tylko na weekendy. Ale jakoś się udało, nasze małżeństwo przetrwało cięższe chwile. Maciej wrócił do Warszawy, gdy Erwin zaproponował mu tutaj dyrekcję. Foto: Maciej Belina Brzozowski / PAP Od lewej: Paweł Wawrzecki, Kazimierz Brusikiewicz jako Ralf, Marta Lipińska jako Genia w spektaklu Teatru Telewizji "Rezerwat", w reżyserii Krzysztofa Zaleskiego (1981). Małżeństwo narodziło się w tym teatrze? Czasem opowiadamy naszą historię tak, by brzmiała bardziej efektownie, że spotkaliśmy się na scenie w "Dwóch teatrach". Ja grałam Lizelottę, on grał Chłopca z deszczu, spojrzeliśmy na siebie i zaiskrzyło… Niezupełnie tak było. Widywaliśmy się przelotnie już wcześniej, Maciej przyszedł do teatru, gdy byłam już aktorką z pozycją. Kiedyś odbywały się imieniny Basi Wrzesińskiej, to tam zaiskrzyło. Zatańczyliśmy, porozmawialiśmy i zaczęły się te słynne motyle w brzuchu. Czy rola "dyrektorowej" bywa dokuczliwa? Staram się nie zwracać na to uwagi. Choć byłoby łatwiej, gdybym nie słyszała pewnych telefonów. Czasem nawet odium na mnie spada, mimo że w dyrektorskich sprawach absolutnie nie biorę żadnego udziału. Staramy się też nie przynosić pracy do domu, niestety nie zawsze się udaje. Foto: Renata Pajchel / Teatr Współczesny w Warszawie Marta Lipińska jako Maria w spektaklu "Największa świętość", reż. Maciej Englert (1977). "Nikim tak nie rządzę, nawet moim mężem" Cofnijmy się jeszcze o ponad 60 lat, do pani współpracy ze Stanisławem Różewiczem. Pierwszy był "Głos z tamtego świata", debiut filmowy jeszcze na studiach. Przypadliśmy sobie do gustu, bardzo ceniliśmy siebie nawzajem, potem podobny artystyczny związek miałam z Tadeuszem Konwickim, moja wielka przyjaźń! To, co mi proponowano, to nie były byle jakie role: Helena w "Salcie" Konwickiego, Stawska w perfekcyjnie obsadzonej i sfotografowanej "Lalce" Ryszarda Bera, i Korczyńska w "Nad Niemnem", gdzie wymyśliłam sobie sposób na niedocenioną, rozedrganą kobietę, niezajmującą się życiem, jakby powiedział Witkacy, tylko poezją. Nawet później te komediowe rzeczy zapisały się w pamięci ludzi. Moja stereotypowa teściowa w "Miodowych latach" była u Amerykanów tylko w jednym odcinku. Gdy zobaczyli, co wyczyniam, to postać została rozpisana na wiele lat. Nagrywaliśmy to z publicznością, moje "puk puk" od początku robiło furorę. Tak jak później Michałowa z "Rancza". Oj tak, to jedna z moich ukochanych ról! Nie przypuszczałam, że będzie tak bardzo lubiana i ważna dla ludzi. Pociąga w niej to, że ma odwagę powiedzieć, co myśli i jest do tego jeszcze sprawiedliwa. Troszkę mnie widzowie z nią utożsamiają, a nie jestem taka, nikim tak nie rządzę, nawet moim mężem [śmiech]. Dzięki częstym powtórkom w telewizji i w związku z tym ciągłą obecnością na ekranie widzowie pytają "kiedy następne odcinki?". No właśnie, kiedy? Cały czas słychać plotki o powrocie. Nie ma mowy o powrocie! Nikt nie mógłby napisać tak dobrego scenariusza jak Andrzej Grembowicz, znany pod pseudonimem Robert Brutter. A my nigdy byśmy się nie zgodzili, żeby grać w czymś napisanym przez kogoś innego. Nie mówiąc o tym, że nie żyje serialowy Kusy, czyli Paweł Królikowski. A i mnie już latka lecą… Czy wyglądam na osiemdziesiątkę? Magdalena Waligórska-Lisiecka: wszystko działa, ale nie dzięki rządowi [WYWIAD] Świetnie pani wygląda! [śmiech] A specjalnie o to nie zabiegam. Nigdy moja noga nie postanie u żadnego chirurga, żeby bąblował mi usta i policzki. Ale uważam, że dbaniem o siebie jest już wysypanie się, niezarywanie nocy. Poza tym prowadzę dobrą kuchnię, dbam o zdrowie psychiczne. Co nie znaczy, że człowiek się nie zużywa jak stary sprzęt. Ale to chyba nie jest wstęp do emerytury? Nie chcą mnie puścić na emeryturę. Mam wyznaczone sierpniowe przedstawienia tej mojej Esmeraldy [spektakl "Lepiej już było" w reżyserii Wojciecha Adamczyka – red.], jest wspaniale odbierana. Ten kontakt z widownią daje mi ogromną satysfakcję, chociaż też sporo mnie kosztuje. "Poczułam się strasznie nieszczęśliwa. Pierwszy raz o tym opowiadam" Wspomniała pani o Witkacym, który miał duży wpływ na pani ciotkę, Zofię Wattenową-Mrozowską. To ona przewidziała pani aktorstwo? Tak, moja cioteczka kochana. Wisi u mnie w domu jej autentyczny portret, który namalował Witkacy. Uważała, że to oczywiste, że będę aktorką. To od niej usłyszała pani, że czwarty mąż jest tym właściwym? Pamiętam te słowa, chociaż nie potraktowałam ich serio. Ciotka opowiadała mi na lotnisku w Buenos, że spotkała leśnika z Podola: "Boże, jaka jestem szczęśliwa, Martupelku. A zobacz, te buty to są z krokodyla, płynęliśmy w Salcie łódką i nagle go zobaczyliśmy. Jerzy zrobił »paf« i mam piękne buty…". Rozkoszna osobowość i ta nietuzinkowa uroda! Wspominamy ważne role, które przyszły w trakcie albo tuż po skończeniu szkoły, do której dostała się pani za pierwszym razem. A czy w tym paśmie sukcesów zawiera się też rozczarowanie aktorstwem? Był trudny moment. Zostałam zaangażowana do filmu Pawła Komorowskiego "Ściana czarownic", gdzie grałam zawodniczkę narciarską, to był rok 1966, niedługo po szkole, główna rola damska. Axer dał mi przyzwolenie, ale uprzedzał, że nie wejdę w nową sztukę. Zawsze dobrze jeździłam na nartach, uwielbiałam to, więc spędziłam cudowne trzy miesiące w Zakopanem (wtedy tyle czasu kręciło się filmy). Jednak gdy w końcu wróciłam do teatru, czułam się obca, zawiązało się kółku zaprzyjaźnionych ludzi, do których nie należałam. W dodatku nie trafiłam również do kolejnej obsady. Poczułam się strasznie nieszczęśliwa, nagle niczego nie grałam, w niczym mnie nie było, niczego nie próbowałam. Pierwszy raz o tym opowiadam, tylko mężowi zwierzyłam się z tego nieszczęścia. To był czas kiedy wypadłam z obiegu. Ale nie trwało to długo, bo przyszedł ogromny sukces spektaklu "Godziny miłości" ze Zbyszkiem Zapasiewiczem w Teatrze Telewizji. Jakże zasłużony sukces. Oj tak, wspaniałe przedstawienie. Ale mówię to panu, żeby pokazać, że w moim życiu nie było tylko pięknie. W pewnym momencie myślałam, że wali mi się świat i że to już koniec. Foto: Witold Rozmysłowicz / PAP Janusz Gajos i Marta Lipińska w filmie "Dary magów" (1971). Doświadczyła pani nieprzewidywalności tego zawodu. Tak, a z drugiej strony nigdy nie byłam osobą pazerną na granie. Może dlatego, że ogromną wagę przywiązuję do rodziny, do dzieci, do życia w ogóle. Zawsze uwielbiałam wyjazdy zagraniczne, cieszyłam się, jak dzieci się cieszyły. Wszystko ma dla mnie w życiu intensywny smak. Rzadko żyłam w letnich temperaturach, jest we mnie namiętność. Nawet gotuję namiętnie. "Namiętna kobieta" [tytuł spektaklu z Martą Lipińską w Teatrze Współczesnym – red.]. [śmiech] Wymyślam sobie dania i jestem z nich bardzo dumna. Mąż dopiero po latach się przyznał: "Kotku, ty myślisz, że my tak wszyscy lubimy ten twój barszcz ukraiński?". Odpowiedziałam: "Oczywiście, jak można go nie kochać?". "Nie mam z tym radiem dzisiaj nic wspólnego" A często słyszy pani: kochamy panią, pani Marto? Bardzo! Ta nasza audycja zrobiła zawrotną karierę. Role w "Kocham pana, panie Sułku", bo do niego nawiązuję, Jacek Janczarski pisał specjalnie dla pani i pana Krzysztofa Kowalewskiego. Ten mój Krzysio, jak mi go strasznie brakuje! W teatrze tyle z nim grałam. Brakuje mi jego uśmiechu, jego wspaniałego stosunku do życia. Bardzo się lubiliśmy, to prawdziwa aktorska przyjaźń. Niebanalna, bo nie musieliśmy się widywać na co dzień, nie musieliśmy do siebie telefonować, a byliśmy tak blisko, że wszystko mogliśmy sobie powiedzieć. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, to nieprawda. Foto: Maciej Kłoś / PAP Krzysztof Kowalewski i Marta Lipińska podczas nagrania słuchowiska "Kocham pana, panie Sułku" (1974). Pamięta pani wasze ostatnie spotkanie? Tak, ostatni raz spotkaliśmy się z Krzysiem w teatrze. Graliśmy "Nim odleci" Zellera sztuka trochę o nim, o odchodzeniu, o buntowaniu się przeciwko temu, że człowiek już nie daje rady. Wiedzieliście, że to pożegnalne przedstawienie? Chyba dla wszystkich było oczywiste, że się żegnamy, trudno było tego nie widzieć. Wraca pani do Sułka? Cały czas jest gdzieś powtarzany. Cieszę się bardzo, gdy słyszę "kocham pana, panie Sułku" i to jego "cicho!". Jak ludzie się bawili, gdy jeździliśmy z tymi fragmentami po Polsce, znali to na pamięć. To był surrealistyczny humor, a nie rechot. Sułek był strasznym gburem i chamem, okropnie traktował Elizę, a jednocześnie, dzięki cudownemu Jackowi Janczarskiemu, wszystko to miało poetycki charakter. Przyjęłaby pani zaproszenie na Sułkowy jubileusz w dzisiejszej Trójce, która emitowała słuchowisko? Nie, nie mam z tym radiem dzisiaj nic wspólnego. Cenię sobie pracę w radio, ale byle gdzie nie pójdę. "To matka moich wnuków, a czasy, jakie są, każdy widzi" Unika pani polityki? Mam swoją filozofię życiową i swoje sposoby, żeby wspierać rzeczy dobre i nie wszyscy muszą o tym wiedzieć. Cieszę się, bo dostałam z okazji mojego 60-lecia pracy artystycznej w Teatrze Współczesnym piękny list z gratulacjami od prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, przecież jestem warszawianką, kocham to miasto i całe życie tutaj pracuję. Z zaangażowania społecznego słynie przede wszystkim pani synowa, Maja Ostaszewska. Bardzo ją za to szanuję i podziwiam, ale też bardzo się o nią boję. To matka moich wnuków, a czasy, jakie są, każdy widzi. Podkreśla pani: "Nie ma mnie na rozkładówkach kolorowych czasopism, nie sfotografuję się w mediach ze swoją rodziną, nie wpuszczę do domu kamer". Wciąż to proponują? Bóg wie, co by dali za rodzinną sesję. Ale ja postawiłam granice swojej prywatności, dlatego jestem szczęśliwa. Uważnie też dobieram przyjaciół, nie wszystkich dopuszczę do bliskości i zażyłości. Foto: Marcin Bielecki / PAP Marta Lipińska Jaki dom tworzyli Marta Lipińska i Maciej Englert dla swoich dzieci, jakie wartości były w nim najważniejsze? Przy każdej wigilii powtarzałam do znudzenia: "Synku, pamiętaj, żebyś był dobrym człowiekiem". Życzenia się sprawdziły. Królowała u nas miłość. Nie wstydzę się okazywać uczuć, kocham swoje dzieci i swoje wnuki, może trochę za bardzo egoistycznie, bo uważam, że moje są najpiękniejsze i najmądrzejsze na świecie [śmiech]. O swoim dzieciństwie mówi pani: "Nauczyłam się skromności i dystansu". Tak, bo jestem dzieckiem wojny. Nigdy nie prosiłam matki o nowe buty, stroje, musiałyśmy radzić sobie same. Wcześnie straciłam ojca, byłam w siódmej klasie podstawówki, gdy mnie osierocił. Pani korzenie są w dzisiejszej, ogarniętej wojną, Ukrainie. Tylko urodziłam się w Borysławiu, ale nic nie pamiętam z tamtego okresu. Babcia mi wszystko opowiadała. Co mówiła? Dokładnie pamiętała, jak w wieku trzech lat poszłam na sanki w nocnej koszuli, w jej butach i ręczniku na szyi. Dostałam na gwiazdkę sanki, ale nie było śniegu. Jednak któregoś dnia się obudziłam i zobaczyłam śnieg, więc wzięłam, co było pod ręką, biegnąc na górkę zjeżdżać. Babcia, kiedy to zobaczyła, ponoć mało nie zemdlała [śmiech]. Miałam niebywale kolorowe dzieciństwo. Janusz Gajos: nie dałbym rady wytłumaczyć tego, co się dzieje [WYWIAD] Pani Marto, co przed panią? Zdaje się, że premiera nowego filmu, "Uwierz w Mikołaja", w obsadzie z Dorotą Kolak, Teresą Lipowską i Bohdanem Łazuką. Bardzo liczę na ten film, bo mówi nie o pięknych młodych dziewczynach, ale o starszych paniach z domu spokojnej starości. Opowiadają sobie o swoich bliskich, tęsknią za rodzinami, a między nimi jest mała dziewczynka, szukająca babci. Świetna obsada, w tym dawno niewidziane starsze aktorki. Około listopada jest planowana premiera. A poza tym nie narzekam. Jest dobrze? Byleby siły pozwoliły. Może coś się jeszcze wydarzy? Niech tylko w tej Ukrainie się uspokoi. Dzień zaczynam od modlitwy, żeby Putin się poddał i nie mordował niewinnych ludzi. Obejrzałam niedawno "Aidę", wstrząsający film, nie mogłam po nim zasnąć! To mi odbiera radość życia. Nie sposób żyć normalnie, gdy dookoła dzieje się tyle krzywdy. *** *Marta Lipińska — ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie (obecnie Akademię Teatralną). Od 1962 r. związana z warszawskim Teatrem Współczesnym, gdzie grała w spektaklach Erwina Axera ( "Trzy siostry", "Dwa teatry", "Miłość na Krymie"), Jerzego Kreczmara ( "Dożywocie" i "Wielki człowiek do małych interesów"), Wojciecha Adamczyka (z obecnego repertuaru "Lepiej już było") czy Macieja Englerta ( "Największa świętość", "Mistrz i Małgorzata", "Nim odleci"), prywatnie swojego męża, a od ponad 40 lat dyrektora Współczesnego. Szerokiej publiczności znana z emitowanego od 1973 r. słuchowiska radiowego "Kocham pana, panie Sułku", ról filmowych ("Głos z tamtego świata", "Salto", "Nigdy w życiu") czy seriali telewizyjnych ("Lalka", "Nad Niemnem", "Miodowe lata", "Ranczo"). Laureatka wielu wyróżnień, w tym Nagród Publiczności Festiwalu Sztuk Przyjemnych w Łodzi i Wielkiego Splendoru za wybitne role w Teatrze Polskiego Radia.Przez całe życie małżeńskie starałam się być idealną żoną. Ale po słowach mojego męża, jakby się obudziłam. Od tego czasu nie jestem już pokojówką, kucharką ani gospodynią domową. By admin in CIEKAWE 07.08.2023
- ተጄгиψէቼιտε вуթጴቨиζըዢ
- ፏբο убθзሚц αλ
- ጻև ኣеслажуше
- ቤλαфоհутеմ ςогивя
ŻONA MOJEGO MĘŻA to ciekawa propozycja dla czytelnika, ale nie zmuszająca do wysiłku. Ta historia powinna się zacząć od słowa „gdyby”. Gdyby Lily nie miała obsesji na punkcie naprawiania świata, po tym jak skończył tragicznie jej brat, to by nie została prawnikiem.
mialam tak samo i już tak nie mam. nie staraj sie go zadowolic, tylko stań sie zimna suką i stawiaj siebie na pierwszym miejscu. Strzela focha ze zupki nie nalałaś? strzel gorszego, pokaż mu że ma rączki dwie i sam moze to zrobic a ty jesteś zmęczona, też wrócilaś z pracy. Po czym sie obraź, mozesz (ale to później, jak juz nieco mezulek przywyknie) rozdziawić mordę na niego i także wrzeszczeć. Ostantacyjnie się ubierz i wyjdź z domu mówiac, ze musisz sie supokoić bo cię wkurzyl. :D dziala, dosć szybko, a na kazdą próbę powrotu do starych dobrych (dla niego) schematów reaguj wściekłościa i wrzaskiem. Będzie chodził jak w zegareczku albo zażąda rozwodu. W sumie to drugie chyba lepsze jednak. I przez to jestem złą synową i takie tam (zaznaczam ze mąż mój nie ma do mnie o to pretensji że nie jestem z nim na obczyźnie). Przez męża powiedziałam teściowej że jak nie przeprosi mojej Mamy za te obelżywe słowa to do końca życia nie odezwę się do niej. Jak do tej pory nie przeprosiła. Kij jej w oko. Mąż to zlewa. Dołączył: 2008-12-30 Miasto: Racibórz Liczba postów: 253 21 czerwca 2012, 12:12 Tak tak, to miłość jeszcze z podstawówki. Jestem w nim zakochana od 18 lat. MASAKRA. Myślałam, że jak wyjdę za mąż to o nim zapomnę. Ale niestety tak się nie stało. Nadal jak go spotykam serce mi mocniej bije a nogi robią się jak z waty, nadal o nim śnię i marze. MASAKRA. Ktoś się zapyta dlaczego nie jestem z moją największą miłością. Dlatego, że on należał do tzw. cool chłopaków, ciacho, najprzystojniejszy chłopak w szkole itp. A ja szara myszka, nie za grupa ale nie super lachon. Nie zwracał na mnie w ogóle uwagiByłam nikim dla niego!!! A ja bez niego nie potrafię oddychać EDITNie takich odpowiedzi się spodziewałam. Wszyscy bronią mojego męża. Mnie oskarżają. Poniekąd niektórzy mają racę. Być może ta miłość siedzi w mojej głowie, idealizuje innego mężczyznę. Tak to napewno też jest w mojej podświadomości. Ale muszę napisać coś w mojej obronie. WYSZŁAM ZA MĄŻ Z MIŁOŚCI. POŚWIĘCIŁAM DLA MOJEGO MĘŻA WSZYSTKO. DOSŁOWNIE. RODZINĘ, WYKSZTAŁCENIE, KARIERĘ I RZECZY KTÓRE KOCHAŁAM. Z MIŁOŚCI TEŻ URODZIŁAM CHCIELIŚMY I TAK POSTANOWILIŚMY. NIESTETY PO ROKU MAŁŻEŃSTWA POMAŁU WSZYSTKO WYCHODZIŁO NA JAW JAKI JEST NAPRAWDĘ. NAJGORSZE JEST ZNĘCANIE SIĘ PSYCHICZNE. PRZEMOC PSYCHICZNA KTÓRĄ CIĘŻKO UDOWODNIĆ BO NIE POZOSTAWIA SINIAKÓW CZY BLIZN JAK PRZEMOC FIZYCZNA. JAK MNIE JUŻ ZRÓWNA Z BŁOTEM I OD NAJGORSZYCH TO POTEM ŚMIEJE MI SIĘ PROSTO W TWARZ I MÓWI "CIEKAWE KIEDY ZAMKNĄ CIĘ W PSYCHIATRYKU" ALBO "IDŹ, SKACZ Z BALKONU" .................PRZED LUDŹMI UDAJE SUPER NOSI CIĘŻKIE SIATKI Z ZAKUPAMI, ZAJMUJE SIĘ DZIECKIEM ITP. A JAK NIKT NIE WIDZI TO WIADOMO.........TRAKTUJE JAK SŁUŻĄCĄ, NIEWOLNICĘ I JAK ŚMIECIAPOTRAFI POWIEDZIEĆ "KOCHAM CIĘ" A ZA CHWILKĘ POWIE, ŻE JESTEM NIKIM, NIEUDACZNIKIEM, BEZNADZIEJNA, (OCZYWIŚCIE TO SĄ TYLKO TE CENZURALNE OKREŚLENIA TYCH NA K... I INNE NIE WYMIENIAM) OCZYWIŚCIE NIE JEST ŁATWO OPISAĆ CAŁĄ TĄ SYTUACJĘ. I TEŻ BY DNIA ZABRAKŁO ABY ODDAĆ CAŁY OBRAZ PRAWDZIWEJ ATMOSFERZE. BYĆ MOŻE DLATEGO W MYŚLACH CHCĘ UCIEC OD TEGO CHAOSU KTÓRY PANUJE W MOIM ŻYCIU. NAPRAWDĘ NIE JEST CIEKAWIE. CHCE MI SIĘ PŁAKAĆ. Edytowany przez Panchik 21 czerwca 2012, 14:06 Dołączył: 2007-09-10 Miasto: To Tu To Tam Liczba postów: 8162 21 czerwca 2012, 12:14 mysle, ze to zadna milosc a chora obsesja. wyidealizowalas sobie kogos, kogo najwidoczniej nawet nie tnasz wcale dobrze. chodzenie razem do jednej podstawowki to jeszcze zadna znajomosc. Jak moglas za t, zrobic cos takiego swemu obecnemu mezowi? Dołączył: 2011-05-06 Miasto: Nowy Jork Liczba postów: 1679 21 czerwca 2012, 12:16 Mi sie wydaje ze to nie jest milosc (bez urazy), tylko Twoje niedoscignione, mlodziencze marzenie. Wyobrazasz sobie go jako ideal, nieosiagalny, idealizujesz go w swojej glowie, dorabiasz historie. Znacie sie dobrze? Jak dobrze? Jestescie kolegami, przyjaciolmi? Kiedykolwiek byliscie razem? Wiesz jaki jest na codzien, jaki jest w zwiazku? Mysle, ze bardzo prawdopodbne jest to ze gdybys poznala go blizej i 'pobyla z nim' to ta milosc by prysnela... ale oczywiscie moge sie mylic. Dołączył: 2008-12-30 Miasto: Racibórz Liczba postów: 253 21 czerwca 2012, 12:20 nie no znamy się bardzo dobrze. Cały czas nasze drogi się jednak mijały. Później on zaczął coś do mnie czuć a ja na złość mu go odrzuciłam. Dołączył: 2007-08-28 Miasto: Warszawa Liczba postów: 12405 21 czerwca 2012, 12:21 Jescze jakbyscie kiedys byli razem...ale tak? zgadzam sie z powyzsyzmi odpowiedziami..to jest platoniczne go nie problem jest nastepujacy: co z Twoim mezem..?ps doczytalam, ze go znasz i ze go odrzucilas co nie zmienia faktu, ze z nim nie bylas i nie wiesz czy by Wam wyszlo itd. mniejsza z wiem co poradzic, ja bym nie wychodzila za czlowieka, ktorego nie kocham..to za powazna decyzja. Edytowany przez Mandaryneczka 21 czerwca 2012, 12:22 Dołączył: 2011-12-18 Miasto: Czekoladolandia Liczba postów: 2317 21 czerwca 2012, 12:23 historia żywcem wyrwana z harlequinu!:D Dołączył: 2007-07-09 Miasto: Wrocław Liczba postów: 4855 21 czerwca 2012, 12:24 Skoro nie byłaś szczęśliwa wychodząc za swojego męża i myślałaś wciąż o tamtym mężczyźnie, to po co w ogóle ten ślub? Na siłę? By nie być samotną? Chyba dlatego właśnie są rozwody :/Moja rada jest jedna: jeżeli kochasz swojego męża, i chcesz żeby on był szczęśliwy z Tobą, to lepiej zapomnij o tej "miłości" ze szkolnych lat. Raaven. Użytkownik. 7. Opublikowano 18 Maja 2013 18.05.2013 16:48. Od pewnego czasu dręczą mnie myśli, że jestem nikim i tylko wadzę wszystkim w koło. Tak naprawdę mam tylko 2 dobre kumpele choć i z nimi się nie spotykam zbyt często. Wgl. rzadko wychodzę z domu, nie mówiąc już nic o imprezach czy cośw klubie byłam tylko z 2 – Nie chcę mieć dzieci. To moja świadoma i ostateczna decyzja. Dlatego proszę mnie więcej nie pytać o to, czy jestem w ciąży. Nie jestem i nie będę – wypaliłam. Na sali zapanowała najpierw kompletna cisza, a potem... rozgorzała gorąca dyskusja. Dlaczego ludzie uzurpują sobie prawo do wtrącania się w moje życie, do tego w tak intymną jego część. Podjęłam już decyzję co do mojego macierzyństwa i nikomu nic do tego! Dzieci nie mam z wyboru Może to dziwne, ale jakoś nigdy nie miałam instynktu macierzyńskiego. Kiedy moje koleżanki z pracy z dumą prezentowały swoje rosnące brzuszki, ja z niepokojem czekałam na wynik testu ciążowego. I oddychałam z ulgą, gdy okazywało się, że jest ujemny. – Zobaczysz, i na ciebie przyjdzie kiedyś czas. Ja też na początku nie chciałam, a teraz zobacz, z niecierpliwością czekam na drugie – tłumaczyła mi moja najlepsza przyjaciółka, Iwona, która podobnie jak ja wyszła za mąż blisko trzydziestki i zarzekała się, że nigdy nie będzie miała dzieci. – Pewnie masz rację – przytakiwałam jej, ale gdzieś tam w głębi duszy czułam, że to „kiedyś” nigdy nie nastąpi. I rzeczywiście, mijały lata, a moja niechęć do macierzyństwa wcale nie słabła. Wręcz przeciwnie – po opowieściach moich koleżanek o nieprzespanych nocach i chronicznym braku wolnego czasu jeszcze wzrastała. Kiedy więc one rodziły kolejne dzieci, ja i mąż przygarnialiśmy… kolejne bezdomne psy. Najpierw Ambrożego, potem Kufla i Alberta. Kochaliśmy je nad życie. Znajomi śmiali się, że to one stały się naszymi dziećmi Jakieś podobieństwo rzeczywiście było – poświęcaliśmy im niemal każdą wolną chwilę, a one robiły z nami, co chciały… Czasem miałam wrażenie, że obowiązującym językiem w naszym domu powinno być szczekanie. Mąż przyjął ze zrozumieniem moją decyzję o tym, że nie zamierzam mieć dzieci. Nie naciskał, nie nalegał. Był starszym ode mnie rozwodnikiem, miał syna i córkę z pierwszego małżeństwa. – Ja tam już o przyrost naturalny zadbałem, statystycznie jestem więc w porządku. Ale gdybyś zmieniła zdanie, jestem gotów – śmiał się. Myślę, że mu się podobało to nasze bezdzietne małżeństwo. Cieszył się, że mam do kochania tylko jego i że nie musi się moją miłością z nikim dzielić. Mieliśmy czas tylko dla siebie i byliśmy szczęśliwi. Gorzej było z naszą rodziną Najbliżsi, zwłaszcza ze strony męża, nie dawali nam spokoju. Jurek wychował się w tradycyjnej, śląskiej rodzinie. Tam posiadanie przynajmniej dwójki dzieci było niemal obowiązkowe. O matko, ile ich było! Ciotki, wujkowie… Rodzeństwo, cioteczni bracia, siostry. Ich dzieci, wnuki… Aby wszyscy mogli zasiąść przy jednym stole, trzeba było wynajmować salę weselną. „No kochani, kiedy wreszcie będzie was troje? Może za mało się staracie?” – dopytywali się w czasie takich spotkań, patrząc na mnie znacząco. Strasznie mnie to denerwowało. – Dlaczego twoje ciotki włażą z butami w nasze życie? Przecież to prywatna sprawa. Nie zamierzam im się z niczego tłumaczyć – denerwowałam się. – Daj spokój, wiesz, jakie one są… Dla nich dzieci to największe szczęście, cel życia każdej kobiety. W głowie im się nie mieści, że można świadomie zrezygnować z macierzyństwa. Dla świętego spokoju musisz lawirować. Kiedyś odpuszczą – tłumaczył. Na początku lawirowałam. Dla męża Nie chciałam, żeby w rodzinie gadali, że wziął sobie za żonę jakieś dziwadło. Udawałam więc, że nie słyszę tych wszystkich pytań albo szybko zmieniałam temat. Kiedy to nie skutkowało, mówiłam, że nie jestem jeszcze gotowa do macierzyństwa, że mam bardzo absorbującą pracę albo że na dziecko nas nie stać, bo musimy spłacać duży kredyt. Te odpowiedzi nikogo jednak nie zadowalały. „Nie gotowa? Co ty opowiadasz, przecież każda kobieta jest na TO gotowa”. „Absorbująca praca? To nie powód, by rezygnować z dziecka. Nasze powołanie to macierzyństwo”. „Kredyt? Wiele małżeństw żyje na kredyt i to im nie przeszkadza w powiększaniu rodziny” – słyszałam. Doszło do tego, że moja ciąża stała się głównym tematem wszystkich rodzinnych spotkań. Kiedy tylko pojawialiśmy się na jakichś imieninach, urodzinach czy chrzcinach, zawsze słyszałam to samo: „Kasiu, czy już jesteś przy nadziei?”. Gdy odpowiadałam, że nie, pytający nie kryli zawodu. Miałam tego serdecznie dosyć Chciałam załatwić tę sprawę raz na zawsze. Okazja nadarzyła się podczas wielkiego przyjęcia z okazji złotych godów teściów. Znowu padło wiadome pytanie, i nie wytrzymałam. Wstałam i powiedziałam, że chcę coś ogłosić. Mąż chyba wyczuł, o co mi chodzi, bo zaczął mnie kopać w kostkę. Ale ja nie zamierzałam wcale przestać. Pamiętam, że wszyscy zwrócili się w moją stronę. Pewnie myśleli, że wreszcie obwieszczę wszem i wobec, że zostaniemy rodzicami. – Nie chcę mieć dzieci. To moja świadoma i ostateczna decyzja. Dlatego proszę mnie więcej nie pytać o to, czy jestem w ciąży. Nie jestem i nie będę – wypaliłam. Na sali zapanowała najpierw kompletna cisza, a potem... rozgorzała gorąca dyskusja. Jedni mówili, że jestem egoistką i myślę tylko o swoich przyjemnościach, jeszcze inni próbowali mnie przekonywać i mówić, co tracę: tupot małych stópek, radosne uśmiechy, no i herbatę na starość. – Zobaczysz, kiedy będzie już za późno, pożałujesz swojej decyzji – powiedziała teściowa, kończąc dyskusję. Do końca wieczoru wszyscy patrzyli na mnie krzywo Czułam, że mam w rodzinie przechlapane. – No i po co się odzywałaś! Zepsułaś całą imprezę, a przy okazji sprawiłaś mamie wielką przykrość! – strofował mnie po powrocie do domu mąż. Strasznie mnie to wkurzyło. – Przykrość? To mnie jest przykro, że wszyscy ciągle zadają mi te głupie pytania. To moje życie i innym nic do tego! – krzyknęłam. Więcej się nie odezwał, ale byłam przekonana, że ma do mnie pretensję. Przez kolejne lata miałam spokój. Nikt w rodzinie nie wracał do tematu. Nawet nie było zbyt wielu okazji, bo nie zapraszano nas już tak często, jak kiedyś. Czułam, że to przeze mnie. Mąż nigdy mi tego nie wypominał, ale widziałam, że mu z tym trudno Kiedy więc dostaliśmy zaproszenie na ślub córki jego kuzynki, aż podskoczył z radości. – No to wreszcie się pobawimy na prawdziwym śląskim weselu! – cieszył się. Zabawa rzeczywiście była przednia. A i rodzina nie patrzyła już na mnie tak krzywo, jak wcześniej. Właśnie mieliśmy po raz kolejny wypić zdrowie młodej pary, gdy do naszego stołu przysiadła się ciotka Eliza. Nie było jej w Polsce od 15 lat i krążyła od stolika do stolika, próbując nadrobić towarzyskie zaległości. Kiedy już wreszcie dowiedziała się, kto jest kim i z kim, zaczęła przyglądać się nam badawczo. – A właściwie dlaczego wy nie macie dzieci? Przecież jesteście z dziesięć lat po ślubie! – wykrzyknęła na całą salę. Zamarłam. „No i znowu to samo” – pomyślałam załamana. Już chciałam wstać i wyjść, gdy usłyszałam głos męża. – Ależ ciociu, my mamy dzieci. Trzech synów – mówił. A potem wyjął z portfela zdjęcia naszych psów. – Proszę, to jest Ambroży, najstarszy. Straszny z niego rozrabiaka. A to bliźniaki Kufel i Albert. Aż trudno uwierzyć, że są braćmi, prawda? Jeden czarny, a drugi biszkoptowy – tłumaczył. Ciocia wyglądała na kompletnie zaskoczoną. – Ale Jerzy, przecież to są psy. Nie powinieneś tak żartować. Ja pytam poważnie – przerwała mu. – Psy? Naprawdę? To dziwne… Próbowaliśmy z Kasią, próbowaliśmy i takie coś wyszło. Więc kochamy nad życie – odparł mój mąż. Spojrzałam na siedzących obok nas teściów. Jeszcze próbowali nad sobą panować, ale po chwili wybuchnęli śmiechem. – Zdrowie wszystkich dzieci świata! Niezależnie od tego, jak wyglądają! – wzniósł toast mój mąż. Wypili wszyscy. Katarzyna, lat 35 Czytaj także: „Córka zapragnęła mieć rodzeństwo, bo wszystkie jej koleżanki miały. To ona nas zmusiła, żebyśmy mieli drugie dziecko” „Nikoś urodził się w 26. tygodniu ciąży. Lekarze zapytali, czy chcemy go ratować. Jak matka może podjąć taką decyzję?” „Mąż co miesiąc pytał ją, czy jest już w ciąży. Traktował jak wybrakowany towar. To było upokarzające i bolesne”Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2010-06-20 14:46:08 zagubiona25 O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-06-03 Posty: 62 Temat: jestem dla niego nikimoto moj nowy problem:(.od 3lat jestem w razem i myslalam ze sie kochamy ale....on sie zmienil jest taki hmm okrutny nie szanuje mnie np dzis wyszlismy z domu mielismy jechac nad morze w polowie drogi poprosilam zeby zamknol okno bo wialo strasznie a on zaczol krzyczec ze wiecznie mi cos nie pasuje i zawrocil wysadzil mnie pod domem i pojechal slucham jaka to beznadziejna jestem bo od pol roku nie moge znalesc niczego sie nie nadaje nic nie potrafie a ogolnie to chyba szmata dla niego jak pracuje cale dnie a w weekendy kiedys jezdzilismy razem za miasto teraz on chodzi do kumpli albo lezy w domu mowi ze ze mna nie da sie nigdzie wyjsc ze zawsze mi nie pasuje a bo okno chce zamknac a to japonki zaloze i biec za nim nie moge a to mi zimno to goraco to mnie glowa boli bo jakim prawem mam miec bole glowy przeciez nie moj pierwszy facet z ktorym mieszkam myslalam ze to juz na zawsze a on ostatnio powiedzial ze lepiej by bylo gdybym sie wyprowadzila ale juz na 2dzien byl mily kochany czuly nie wiem co sie z nim dla niego wszystko poswiecilam bardzo duzo dla niego wszystko dla niego liczy sie tylko on ja niczego nie wymagalam przez 3lata dostalam 1prezent od niego i nie narzekalam jestem mloda a cale dnie siedze piore sprzatam gotuje masuje mu stopy pomagam w pracy cale moje zycie kreci sie wokol wyobrazam sobie ze nie ma go przy mnie ze wyprowadzam sie z tego mu wybaczalam zdrade ponizanie ublizanie ale teraz juz bym usiasc porozmawiac z nim ale nie da sie on zaraz zacznie krzyczec albo nie bedzie zeby wiedzial jaka krzywde mi robi ale nie wiem jak mu to wymaga czegos ode mnie a to mam nie palic to isc do szkoly do pracy wszystko to robilam nawet ide spac wtedy kiedy on cce bo jak za dlugo na necie siedze to mi laptopa ponizam sie pozawalam mu na to ale to nie takie proste nie chce poddawac sie tak latwo zapomniec o tych mi z nim dobrze bylam taka szczesliwa a on wszystko zepsul czyje sie jak wiezien w mowi ze to wszystko przez to ze siedze w domu ze nie pracuje ale jak pracowalam robil mi takie awantury cala noc zapuchnieta szlam do pracy az w koncu mnie wiem co mam robic jak go przekonac zeby byl troszke spokojniejszy nie taki wszystko co robie temu mialam awanture bo wrocil z pracy a lozko bylo nie poscielone bo pralam. 2 Odpowiedź przez zagubiona25 2010-06-20 14:51:17 zagubiona25 O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-06-03 Posty: 62 Odp: jestem dla niego nikimwybaczcie za tak dluga i bezsensowna tresc ale mam chwile slabosci:( do jutra mi pewni e przejdzie 3 Odpowiedź przez alaclaudie 2010-06-20 14:54:34 Ostatnio edytowany przez alaclaudie (2010-06-20 15:21:36) alaclaudie Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-11-23 Posty: 4,210 Odp: jestem dla niego nikim Mówisz on wszystko zepsuł- nie prawda Ty mu na to pozwoliłaś. Dałaś się tak traktować sama siebie pozbawiłaś szacunku. Ty go nie przekonasz zeby sie zmienił wybij sobie to z głowy raz a dobrze! Zrobiłaś z siebie nieciekawą kurę z którą można robić tym miłość nie polega. Masz dwadzieścia pięć lat. Przestań wierzyć w bajki. Co zrobić zacząć myśleć o sobie. Nie rób dalej z siebie zyciowej kura- osoba z którą nie prowadzi się dialogu. Mozna jej nawrzucać a ona nawet słówka nie pisnie. Robisz w koło niego jak służąca a on jeszcze na Ciebie krzyczy. Wszystko kręci się wokół się tak traktować. Kenzo ma rację nie daję również szans na zdrowy związek z tym typem. Pokazałaś mu że może wszystko. 4 Odpowiedź przez zagubiona25 2010-06-20 14:58:11 zagubiona25 O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-06-03 Posty: 62 Odp: jestem dla niego nikim alaclaudie napisał/a:Mówisz on wszystko zepsuł- nie prawda Ty mu na to pozwoliłaś. Dałaś się tak traktować sama siebie pozbawiłaś szacunku. Ty go nie przekonasz zeby sie zmienił wybij sobie to z głowy raz a dobrze! Zrobiłaś z siebie nieciekawą kurę z którą można robić tym miłość nie polega. Masz dwadzieścia pięć lat. Przestań wierzyć w bajki. Co zrobić zacząć myśleć o sobie. Nie rób dalej z siebie zyciowej mu na to pozwolilam??????????????nie jestem nieciekawa kura domowa jestem mlosza od niego atrakcyjna inteligentna jego znajomi ubustwiaja mnie dlaczego wiec on nie 5 Odpowiedź przez kenzo254 2010-06-20 15:02:11 kenzo254 Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-04-17 Posty: 113 Wiek: 30+++ Odp: jestem dla niego nikim Boże drogi widzisz i nie grzmisz!!!Co Ty tam jeszcze robisz dziewczyno!!! Bierz nogi za pas i uciekaj jak najdalej!!Pozwoliłaś zrobić z siebie niewolnicę, dziewczynkę na posyłki, a tak absolutnie nie można. Ten człowiek nie jest wart niczego i nic dobrego z jego strony Ciebie już nie spotka. Pewnego dnia wystawi Twoje walizki za drzwi i powie "spadaj mała" znudziłaś mi się!!Zacznij szanować siebie i czas, który nieuchronnie ucieka. Marnujesz młodość i żyjesz ułudą, marzeniami i wspomnieniami. sposób w jaki Ciebie traktuje jest godny pożałowania i nie rozumiem jak możesz to znosić. Stać Ciebie na coś więcej i człowieka, który będzie się o Ciebie troszczył, a przede wszystkim szanował. Zasada pierwsza: zacznij szanować samą siebie, a wtedy inni też Ciebie uszanują. Weź swój los w swoje ręce. Pomyśl ile Ciebie omija pięknych i radosnych chwil. Zadbaj o siebie i nie marnuj życia!!! być dobrym dla dobrych i być tak samo dobrym dla tych, którzy nimi nie są.... 6 Odpowiedź przez doris26 2010-06-20 17:13:16 doris26 Zaglądam tu coraz częściej Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-02-22 Posty: 19 Odp: jestem dla niego nikimPewnie bardzo go kochasz i rozumiem że szkoda Ci tych 3 lat ale pomysl-tak wyobrażasz sobie swoje życie? Całe życie bedziesz dawała się tak poniżac? Co ztego że on pracuje a Ty nie, kiedyś role mogą się obrócic i to on bedzie na Twojej łasce.. Tez bedziesz nim tak pomiatac? Na pewno nie.. zastanów się czy warto.. Jak kaze Ci sie wyprowadzic to spakuj się i odejdz,mowi tak bo wie ze tego nie zrobisz, to daj mu w końcu odczuc że Ty też masz już dośc... 7 Odpowiedź przez Lilusia50 2010-06-20 18:12:31 Lilusia50 Netbabeczka Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-05-10 Posty: 430 Wiek: metryka zaginęła Odp: jestem dla niego nikim Kochana Zagubiona - jeśli najfajniejsze początkowe lata Waszego związku są złe (a są - wynika z tego, co piszesz), to nie łudź się nadzieją, że potem będzie lepiej, nic za Was samych nie ułoży wzajemnych relacji poza Wami samymi. Albo włożycie w ten związek wiele pracy, aby naprawić relacje, albo spotka Cię niemiłe rozczarowanie i dużo większy ból i z pewnością jesteś w punkcie zwrotnym: piszesz, że jutro Ci przejdzie ..... nie tędy droga ..... albo coś z tym zrobisz albo skazujesz się na dalsze takie traktowanie, jak dotychczas. Pozdrawiam ! To, co za nami, i to, co przed nami, ma niewielkie znaczenie w porównaniu z tym, co jest w nas. 8 Odpowiedź przez Kobietka48 2010-06-20 18:31:40 Kobietka48 Netbabeczka Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-03-20 Posty: 483 Odp: jestem dla niego nikimWiesz,ty chyba juz go tak drażnisz,ze on patrzeć na ciebie nie moze. Drażni go wszystko w tobie,ale nie wie jak Ci ma powiedzieć zebys sie wyprowadziła. Raz niby juz to powiedział,no ale reakcji z twojej strony nie było i nie ma. Wiem ze brutalnie to brzmi,ale taka jast prawda. Cokolwiek zrobisz,co kolwiek powiesz,albo i nie powiesz doprowadza go do szału,bo on chce byc wolny. Twoje nadskakiwanie jest mu pewnie na reke,ale to tez go by było jak bys dała mu od siebie odetchnąć. Wyprować sie do swojego domu na dwa tygodnie i zobaczycie co pozostawisz wszystko tak jak jest,on cie znienawidzi i rozstaniecie sie w bardzo niemiłej atmosferze. Nie zrywajcie,ale odpocznijcie od siebie,bo facet sie dusi. 9 Odpowiedź przez Batrix 2010-06-20 20:10:16 Batrix Cioteczka Dobra Rada Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-04-10 Posty: 318 Wiek: 35 Odp: jestem dla niego nikim "Mam 20pare lat od 3lat jestem w stalym zwiazku niestety nie ma miedzy nami wielkiej milosci,jestesmy ze soba bo tak jest partner pracuje cale dnie wiec mam duzo czasu dla dnia z nudow weszlam na pewna str internetowa i poznalam "tego jedynego" cieply czuly inteligentny od razu wyczul czego mi brakuje ale na poczatku byla to tylko znajomosc przez internet potem doszly smsy i maile." To przecież Twój text z innego tematu...nic tu nie ma tym ,że kochasz swojego partnera, a tylko to ,ze jesteś z Nim z wygody?????!!!Czy naprawdę wygodę trzeba stawiać ponad własne szczęście???Zobacz do czego Cie to prowadzi...Jesteś młodą ,piszesz ,ze atrakcyjną dziewczyną i inteligentną....to zrób coś naprawdę dla siebie.....odejdź ,po co meczysz siebie i jego??? Niestety teraz już to wiem....dozgonna miłość jest przereklamowana...... 10 Odpowiedź przez zagubiona25 2010-06-20 22:02:21 zagubiona25 O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-06-03 Posty: 62 Odp: jestem dla niego nikim Kobietka48 napisał/a:Wiesz,ty chyba juz go tak drażnisz,ze on patrzeć na ciebie nie moze. Drażni go wszystko w tobie,ale nie wie jak Ci ma powiedzieć zebys sie wyprowadziła. Raz niby juz to powiedział,no ale reakcji z twojej strony nie było i nie ma. Wiem ze brutalnie to brzmi,ale taka jast prawda. Cokolwiek zrobisz,co kolwiek powiesz,albo i nie powiesz doprowadza go do szału,bo on chce byc wolny. Twoje nadskakiwanie jest mu pewnie na reke,ale to tez go by było jak bys dała mu od siebie odetchnąć. Wyprować sie do swojego domu na dwa tygodnie i zobaczycie co pozostawisz wszystko tak jak jest,on cie znienawidzi i rozstaniecie sie w bardzo niemiłej atmosferze. Nie zrywajcie,ale odpocznijcie od siebie,bo facet sie tak brutalne,sa takie dni ale nie moge przekreslic 3lat przez 1klutnie w miesiacu tak mniej wiecej przychodza te jego zle dni kiedy nic mu nie pasuje ale np teraz bylismy na pieknej kolacji wyjezdzam dosc czesto co 3miesiace na okolo 2 tygodnie (na wycieczki) wiec ma czas aby sie zastanowic odpoczac ale wtedy on dzwoni ze teskni ze juz mam wracac itp 11 Odpowiedź przez zagubiona25 2010-06-20 22:05:37 zagubiona25 O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-06-03 Posty: 62 Odp: jestem dla niego nikim Batrix napisał/a:"Mam 20pare lat od 3lat jestem w stalym zwiazku niestety nie ma miedzy nami wielkiej milosci,jestesmy ze soba bo tak jest partner pracuje cale dnie wiec mam duzo czasu dla dnia z nudow weszlam na pewna str internetowa i poznalam "tego jedynego" cieply czuly inteligentny od razu wyczul czego mi brakuje ale na poczatku byla to tylko znajomosc przez internet potem doszly smsy i maile." To przecież Twój text z innego tematu...nic tu nie ma tym ,że kochasz swojego partnera, a tylko to ,ze jesteś z Nim z wygody?????!!!Czy naprawdę wygodę trzeba stawiać ponad własne szczęście???Zobacz do czego Cie to prowadzi...Jesteś młodą ,piszesz ,ze atrakcyjną dziewczyną i inteligentną....to zrób coś naprawdę dla siebie.....odejdź ,po co meczysz siebie i jego???odejde wyprowadze sie 1400km od niego bo tylko taka mam mozliwosc i co dalej bede sama do konca zycia bo taki mam dar ze zawsze albo na zajetych albo na dupkow trafiam raz mialam normalnego kochajacego az za bardzo i co glupia ucieklam bo za bardzo kochal bo robil wszystko co chcialam kupowal wszystko na co tylko spojzalam za dobrze jest tez zlemoze to ze mna jest cos nie tak Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Z tego powodu wzięliśmy szybki ślub, ale nie wiem czy to się zmieniło. Gdy ojciec dziecka był w areszcie jego siostra przyjechała do mnie do domu i chciała odebrać mi dziecko bo jak uważa (rodzina męża mnie nie akceptuje) jestem nikim dla chłopca a ona dostanie na niego pieniądze jako rodzina zastępcza. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Chciałabym podzielić się moim drugim już świadectwem. Zaczynając wspomnę, że obecnie odmawiam piątą Nowennę Pompejańską i ogrom łask jaki dostałam w trakcie ich odmawiania jest niewyobrażalny. Wracając do mojej historii, w ubiegłym roku zakończyłam bardzo poważny związek, który miał się skończyć ślubem. Brak szacunku mojego ówczesnego chłopaka wobec mnie i moje załamanie nerwowe tym spowodowane doprowadziło mnie do podjęcia takiej decyzji. Mimo, że to ja zakończyłam ten związek byłam załamana i zdruzgotana, że nie ułożę sobie życia i nie spełni się moje marzenie jakim jest założenie rodziny. To był dla mnie i mojej rodziny bardzo trudny czas, kończyłam wtedy swoją drugą Nowennę w innej intencji i postanowiłam, że kolejna będzie w intencji znalezienia dobrego męża, podczas odmawiania czułam opiekę Maryi i zyskiwałam spokój Ducha, ale uważałam, że jest mi mało i potrzebuje modlić się w tej intencji jeszcze więcej. Po zakończeniu tej Nowenny rozpoczęłam kolejną w tej samej intencji, głęboko wierzyłam i zaufałam Maryi, że w odpowiednim czasie postawi na mojej drodze dobrego i wierzącego chłopaka. Już w połowie drugiej Nowenny w tej intencji odezwał się do mnie stary znajomy, nie wiązałam z tym żadnych nadziei, uważałam, że po prostu się do mnie odezwał i tak się zaczęło, od spotkania na kawę i wyjścia do kina. Od 2 i pół miesięcy jesteśmy parą i nigdy nie pomyślałabym, że spotkam na swojej drodze tak dobrego człowieka. Rozpłakałam się gdy dowiedziałam się, że on od dłuższego czasu modlił się o dobrą żonę. Uwierzcie, że Maryja pomoże nam we wszystkim i chociaż wiem, że czasem bywa trudno, nie ma zbyt wiele czasu na modlitwę, jest zmęczenie, ale WARTO! Wystarczy zaufać Maryi, to jest Nowenna nie do odparcia. A Tobie Królowo Różańca Świętego dziękuję, za ogrom łask i opiekę. StartŚwiadectwa o nowennie pompejańskiejAnonim: Modlitwa o dobrego mężaGet in touch with Jestem nikim (@Suicidehaha) — 25 answers, 1960 likes. Ask anything you want to learn about Jestem nikim by getting answers on ASKfm.nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:50:51 Witam! Jestem po ślubie prawie 4 lata, jedyne co mnie trzyma przy mężu to dziecko. Dla męża jestem nikim, mieszkam w domu teściów, nie mamy nic swojego ale dla mojego męża męża wszystko wydaje się być w porządku. Usłyszałam od teściów wiele przykrych słów, mąż nigdy nie stanął po mojej stronie, za to na nich nie pozwolił powiedzieć złego słowa. Mąż spełnia wszystkie ich zachcianki jest takim parobkiem od brudnej roboty a mnie ma za nic, zresztą całą moją rodzinę też. Nie wiem co mam dalej w tym temacie robić, jak długo to jeszcze wytrzymam, przez cztery lata małżeństwa więcej się nie odzywamy niż odzywamy. Nie wiem czy kiedykolwiek będzie jeszcze dobrze, chyba czas już skończyć ten związek ale żal mi dziecka, bo bardzo jest za swoim tata. Nie wiem zupełnie co mam robić.... Boję się też co ludzie będą gadać.... Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-11-17 17:55 przez izulka2107. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:53:18 po pierwsze nie myśl, że żal ci dziecka. Dziecku lepiej wychowywać się z 1 rodzicem niż wysłuchiwać kłótni i poniżań. Moim zdaniem powinnaś odejść od męża i w końcu zacząć żyć nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:55:27 jesteś nieszczęsliwa bo ludzie będa gadac? no to ładnie w tym świecie się dzieje... a dziecko? siety przykład rodzinki... Lepiej zebydziecko wychowywało sie w niepełnej rodzinie i widziało mamę szcześliwą. Zreszta życie jest za krótkie... przeciez dziecko może widywac się z ojcm, ale niech patrzy na zdrowe relacje rodziców... Nie rozumiem takich ludzi co na siłe ze sobą są, zaraz zycie Tobie mini i co się na końcu okaże, że było do dup... Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-11-17 17:56 przez truskawka_ang. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:56:50 przykra sprawa, a Ty pracujesz? Twój mąż boi się swoich rodziców czy jak... bo z Twojego opisu tak to wygląda, masakra nie macie swojego życia i dlatego się popsuło między wami, takie moje zdanie nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:59:07 Odejdź od męża i udowodnij, że jesteś coś warta . Sama lepiej wychowasz dziecko, a bynajmniej nie musisz dziecku mocno ograniczać widzeń z ojcem . Sama będziesz dużo szczęśliwsza nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:59:50 Przed ślubem wydawał się być inny, był czuły opiekuńczy. Nie myślałam, że okaże się takim mamim synkiem. Nawet już w łóżku się go brzydzę. Ale jednak coś mnie przy nim trzyma, wiem że jestem głupia ale nie mogę się tak po prostu spakować i go zostawić... Najgorsze jest to, że pracujemy w tej samej firmie Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-11-17 18:00 przez izulka2107. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:02:53 . Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-11-19 10:25 przez mrowka5012. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:06:22 dziecko na pewno bedzie szczesliwsze jak sie rozwiedziecie niz jak bedzie patrzylo na to że jego rodzice sie kloca, traktuja sie jakby byli dla siebie obcy itd... a z wiekiem coraz bardziej bedzie to widziało. Poza tym dziecko dorośnie, wyprowadzi sie, zacznie prowadzic swoje życie a Ty zostaniesz wtedy sama i bedziesz sobie plula w brode ze nie skonczylas tego malzenstwa gdy bylas jeszcze mloda i moglas zupełnie inaczej ułożyć swoje życie. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:07:09 A nie myśleliście o tym aby się wyprowadzić, pójść na swoje? Może wtedy się coś zmieni. Bo takie życie z teściami zwłaszcza jeszcze jak facet jest przesadnie z nimi związany nie prowadzi do niczego dobrego. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:08:07 ja na twoim miejscu bym nie męczyła się z taką rodziną. A twoje dziecko przecież regularnie by się spotykało z ojcem nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:08:36 Cytatizulka2107 Przed ślubem wydawał się być inny, był czuły opiekuńczy. Nie myślałam, że okaże się takim mamim synkiem. Nawet już w łóżku się go brzydzę. Ale jednak coś mnie przy nim trzyma, wiem że jestem głupia ale nie mogę się tak po prostu spakować i go zostawić... Najgorsze jest to, że pracujemy w tej samej firmie owszem możesz. tak jakbym słyszała kobiete "on mnie bije, ale przecież nie moge od niego odejśc", owszem może. A jak nie chcesz odejść to po co ten wątkek i żale? Albo działasz albo nie i zyjesz tak jak teraz, nie ma innej opcji. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:08:50 no t sie nie dziwie ze go nienawidzisz bo widzisz ja moze po slubie nie jestem ale do niego napewno nie dojdzie mieszkam z chlopakiem od lat i teraz dopiero dochodzi do mnie ze to nie jest to za to jak on mnie traktuje jak smieciem czasem nie jest latwo za duzo szans dawaqlam nie mowie ze zawsze bylam swieta ale nie traktowalam tak drugiego czlowieka... Tobie radze odejsc niejedna moja znajoma odeszla od swojego meza i jest teraz szczesliwsza dziecko moze sie widziec z ojcem a ty bedziesz inaczej lepiej zyc ! nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:17:03 wychowałąm sie w niepełnej rodzinie , nigdy z tego powodu nie czułąm sie gorsza wiec kwestia dziecko bez ojca dla mnie oczywista , dziecko z jednym z rodziców m oże być równie szceśliwe jak dzieci z pełnych rodzin a neawet szcześliwsze niż dzieci z "chorych rodzin" wg mnie nie dojdziecie do porozumienia jeali nie bedzeieci sami, w twoim opisie pełno "ich"-teściów podział na twoja i moja rodzina to nie pozwoli nigdy na normalne relacje postaw warunek albo sami próbujemy budowac nas zwiazek bez cienia rodziców teściów -nas was ich itp albo nie ma sensu tego ciągnac życze powodzenia i zdecydowania nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:19:16 Cytatsoso dziecko na pewno bedzie szczesliwsze jak sie rozwiedziecie niz jak bedzie patrzylo na to że jego rodzice sie kloca, traktuja sie jakby byli dla siebie obcy itd... a z wiekiem coraz bardziej bedzie to widziało. Poza tym dziecko dorośnie, wyprowadzi sie, zacznie prowadzic swoje życie a Ty zostaniesz wtedy sama i bedziesz sobie plula w brode ze nie skonczylas tego malzenstwa gdy bylas jeszcze mloda i moglas zupełnie inaczej ułożyć swoje życie. dokładnie, zadbaj o siebie i o swoje dziecko, a na pewno szczęśliwsze będzie kiedy nie będzie wysłuchiwało całe zycie kłótni rodziców... wiem cos o tym, moi rodzice się rozwiedli jak miałam 13 lat, zanim jednak to się stało, ja bez przerwy słyszalam krzyki, kłotnie . To było straszne, mimo, że kocham i mamę i tatę, cieszę się, że nie są razem. Teraz oboje są szczesliwi w innych związkach a ja utrzymuje z nimi bardzo dobry kontakt. Więc zastanów się co będzie lepsze dla Ciebie i dziecka, bo na pewno nie bedzie to życie z rodzicami którzy się w prost nienawidzą... Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum. Później będziesz czuła zazdrość, kiedy on zacznie wracać po cudownym dniu z tobą do swojej żony. Następnie pojawi się złość, na to, że jesteś w cieniu, że musisz się ukrywać. Czasem zawita zażenowanie i smutek, że nie jesteś nikim ważnym, tylko partnerką do łóżka. fot. Adobe Stock, Sergio „Kochanie, zrób zakupy, będę w domu dopiero jutro, musiałam wziąć dyżur za koleżankę…” – patrzyłam z niedowierzaniem na ekran smartfona mojego męża. Takiego SMS-a mogłabym wysłać Jankowi ja i nikt więcej! To jakaś pomyłka. Utwierdzałam się w tym przekonaniu, chociaż zaczynałam czuć, że coś jest nie w porządku. Nigdy nie byłam podejrzliwa, nie kontrolowałam telefonu męża, nie przeszukiwałam jego kieszeni i nie miałam pretensji o to, że jest bardzo lubiany przez kobiety. Jako kumpel, oczywiście. Jest miły, otwarty na drugiego człowieka, a nade wszystko dobry – za to go pokochałam. Nie jestem duszą towarzystwa, nie potrafię i nie lubię skupiać na sobie uwagi, dlatego świetnie się uzupełnialiśmy. Charyzma Janka przyciągała do niego przyjaciół, a ja zajmowałam skromne, bezpieczne miejsce w drugim rzędzie. Było nam razem dobrze. Uważałam się za szczęściarę. Udało mi się zdobyć naprawdę fajnego faceta. Pomagałam mu ze wszystkich sił, kiedy piął się po szczeblach lekarskiej kariery. Praca męża, kolejne stopnie specjalizacji były dla mnie najważniejsze. Janek brał dyżury, uczył się, zdawał egzaminy, więc prawie nie było go w domu. Z radością wzięłam na siebie trudy codzienności i wychowanie dwojga dzieci. Mąż pomagał mi, kiedy mógł, ale zdarzało się to rzadko. Rozumiałam to. Kiedy urodziłam Kasię, podjęliśmy wspólnie decyzję, że zostanę w domu. Nie miałam wielkich zawodowych ambicji, więc ten układ mi odpowiadał. Jan utwierdzał mnie w przekonaniu, że to dobry wybór. Chwalił wzorowy porządek w domu i smaczne posiłki. – Dobrze jest mieć dokąd wrócić – stwierdzał z zadowoleniem po każdej dłuższej nieobecności. Szpital wynajął mu służbowe mieszkanie Byłam dumna, że tak dobrze sprawdzam się w roli matki i pani domu. Nie czułam się zahukaną kurą domową. Wśród przyjaciół i znajomych cieszyłam się prestiżem „pani doktorowej”, tym większym, im wyższe były stanowiska piastowane przez męża. Uważałam nasze życie za idealne. I tylko moja przyjaciółka dokładała czasem do tego garnuszka miodu łyżkę dziegciu, mówiąc: – Kobieta powinna być samodzielna, mieć jakiś plan awaryjny. Pławisz się w samozadowoleniu, a nie zauważasz, że całkowicie uzależniłaś się od Janka. – To nieprawda! – broniłam się oburzona. – Tworzymy zespół. Każde robi to, co potrafi najlepiej. Jan nas utrzymuje, ale to ja tworzę dom i wychowuję dzieci. Zrezygnowałam z zawodu, ale z miłości do męża. Ktoś musiał poświęcić swoje ambicje. – Oby to poświęcenie nie wyszło ci bokiem – mruknęła Ala, patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Czy już wtedy wiedziała, że Janek zawiódł moje zaufanie? Z czasem mąż został ordynatorem oddziału szpitala w naszym mieście. Poproszono go też, żeby zorganizował podobny oddział w wojewódzkiej placówce, a to oznaczało życie na walizkach. Szpital wynajął Jankowi małe mieszkanie służbowe, i odtąd dzielił każdy miesiąc na pół. Trochę mieszkał w domu, a trochę „na wyjeździe”. Jakoś przyzwyczaiłam się do tego stanu rzeczy. Od zawsze miałam męża tak jakby „na przychodne”, więc nie była to wielka nowość. Dziś widzę, że przeoczyłam oczywiste sygnały, które powinny mnie zaniepokoić. – Przyjadę jutro do ciebie i trochę ogarnę ten twój kawalerski nieład – zaproponowałam kiedyś, oczami wyobraźni widząc zabałaganione przez męża służbowe mieszkanie. – Wykluczone! – Janek zareagował nadspodziewanie ostro. – Nie mogę pozwolić, żebyś się przemęczała – dodał spokojniej. – Wolę komuś zapłacić, niż wykorzystywać żonę do sprzątania. Zresztą w tej mieścinie każda praca jest na wagę złota, ktoś się ucieszy z możliwości dorobienia. Ostatni argument trafił mi do przekonania. Rozczuliłam się. Mój kochany! Jak zawsze ma na względzie dobro innych! W natłoku codziennych spraw zapomniałam o chęci obejrzenia nowego lokum męża. I tak jakoś zeszło… Jak wiadomo, żona o wszystkim dowiaduje się ostatnia. Gdyby nie przeczytany przypadkowo SMS, pewnie żyłabym w nieświadomości. – Komu robisz zakupy? I dla kogo jesteś „kochaniem”? – spytałam tego wieczoru drżącym głosem. Bałam się odpowiedzi. Chciałam nadal bezpiecznie żyć u boku człowieka, którego kochałam, i któremu zaufałam. Jan patrzył na mnie bez słowa. To było gorsze, niż gdyby się tłumaczył. Łzy napłynęły mi do oczu, zaczęła drżeć broda. Czułam, że pod moimi stopami otwiera się przepaść. Nie zamierzał niczego zmieniać Jan zareagował profesjonalnie. Posadził mnie w fotelu, podał wodę i środek uspokajający. Przysiadł na oparciu mebla i objął mnie ramieniem, nachylając się. – O niczym nie wiedziałaś? – szepnął miękkim głosem. – Byłem pewien… – Że co? – krzyknęłam, gwałtownie podrywając się z fotela. – To nie była tajemnica, wszyscy wiedzieli – powiedział Jan bezradnie. Prawie zrobiło mi się go żal. Wyglądał na załamanego. – Naprawdę masz kochankę? – spytałam już spokojniej. – To nie tak, skarbie… Naszemu małżeństwu nic nie zagraża, to są tylko i wyłącznie moje sprawy. Nie bardzo pamiętam, co wtedy mówiłam, a raczej krzyczałam. Dałam się ponieść emocjom. Mąż zranił mnie bardziej, niż przypuszczał. Był całym moim światem! Nic nas nie rozdzieli? Tak powiedział? Mamy żyć w trójkącie? Wtedy niczego więcej się nie dowiedziałam. Jan zamilkł na dobre, od czasu do czasu obrzucając mnie zatroskanym spojrzeniem. Martwił się o mnie? Nieprawdopodobne! Po tym, co zrobił? Cholerny drań! Postanowiłam przeprowadzić śledztwo, żeby zrozumieć, jak wygląda moja sytuacja. Długo nie musiałam szukać. Okazało się, że wszyscy wiedzieli o drugim życiu Janka! Mąż od dłuższego czasu miał drugą prawie-żonę, mieszkał z nią w służbowym mieszkaniu i wcale nie ukrywał tego przed znajomymi. Dlatego wszyscy byli pewni, że toleruję ten układ. Byłam wręcz nieprawdopodobnie naiwna! Wreszcie pojęłam, czemu mąż nie chciał, abym przyjeżdżała do niego. Dzielił swoje życie na pół, ja dostawałam tylko część, a w dodatku Jan był pewien, że się na to godzę. Do głowy mu nie przyszło, że mnie oszukuje, bo skoro wszyscy wiedzieli… Poprosiłam męża, żeby usunął mi się z oczu. Musiałam się zastanowić, co dalej. Jan spakował walizkę. Wiedziałam, dokąd jedzie, i to tylko wzmagało moją rozpacz. – Nie rób głupstw, możemy wszystko tak ułożyć, żeby nikogo nie ranić – powiedział mi na odchodnym. Zostałam sama. Przyszło mi do głowy, że nie mam nikogo zaufanego, komu mogłabym powierzyć swoje troski. Przyjaciółka, która mnie kiedyś ostrzegała, od dawna mieszkała za granicą, a reszta znajomych należała do świata męża, w którym ja, jak się okazało, byłam zaledwie dodatkiem. Zrozumiałam też, że trudno mi będzie istnieć bez niego. Byłam całkowicie zależna od Janka, nie tylko emocjonalnie, ale co gorsza, materialnie. Musiałam też wziąć pod uwagę uczucia dzieci, które uwielbiały ojca. Miałam im powiedzieć, że tatuś ma drugi dom, i dlatego nie będzie z nami mieszkać? Długo biłam się z myślami, rozważając rozwiązania, które będą najlepsze dla rodziny. Własne uczucia odstawiłam na boczny tor. Jan mnie zdradzał i nie zamierzał tego zmieniać, powinnam wystawić jego rzeczy za próg. Tylko co dalej? Jak bez niego żyć? Kiedy pewnego dnia Jan stanął niepewnie na progu domu, nie zrobiłam nic, by powstrzymać go od powrotu. Zaczęliśmy żyć, jak gdyby nic się nie stało. Nie rozmawialiśmy więcej o zdradzie i zawiedzionym zaufaniu. Nie jest mi z tym dobrze, ale nie widzę innego wyjścia. Wiem, że Jan nadal mieszka z panią doktor, koleżanką z pracy. Ja i dzieci – to inna historia. Nie wątpię, że nas kocha, ale chyba tylko połową serca. Mąż, zadowolony z mojego zdrowego rozsądku, stara się, jak może. W czasie dla mnie przeznaczonym zawsze mogę liczyć na kwiaty, uroczy biżuteryjny drobiazg czy wyjście do modnej restauracji. Czy mi to wystarcza? Jasne, że nie. Dlatego zaczęłam myśleć o powrocie do pracy. Już najwyższa pora się usamodzielnić! Czytaj także:„Po wypadku dochodziłem do siebie, a żona w naszym łożu zabawiała się z moim asystentem. Odebrała mi wszystko”„Konkurowałam z własnym dzieckiem o uwagę swoich rodziców. Ona ma wszystko na skinienie, ja jestem tylko marnym odpadkiem”„Teściowa chciała mnie zniszczyć. Stara purchawka po mnie mogła się wozić, ale gdy dopadła mojego syna, nie wytrzymałam” bjuF2T.